wiek dziecka: 0–3, 12+, 3–6, 6–12

Uczmy dzieci samoregulacji

Rozmowa z Natalią Fedan, psycholożką, trenerką i propagatorką metody Self-Reg.

Czym jest metoda Self-Reg i jak może nam pomóc w lepszym rozumieniu małych dzieci?

W podejściu Self-Reg patrzymy na zachowania dzieci inaczej, niż patrzy się na nie na co dzień. Często to, jak zachowują się dzieci, postrzegamy powierzchownie i tak też reagujemy: dziecko robi coś nie tak jak chcemy, więc mu czegoś zabraniamy, zakazujemy, tłumaczymy coś i tak dalej. Natomiast w ramach metody Self-Reg zwraca się uwagę na to, co się dzieje w mózgu, w układzie nerwowym, w ciele, co pobudza dziecko i wywołuje u niego stres. Docierając do przyczyn, możemy naprawdę mu pomóc.

To znaczy?

Self-Reg to nie tylko zrozumienie tego, co dzieje się z dzieckiem, lecz także podpowiedź, jakie kroki należy podjąć, żeby zredukować jego stres, pobudzenie, pomóc mu optymalnie się rozwijać. Te kroki to: 1. przeformułowanie trudności i zachowań i spojrzenie na nie w kontekście stresu, pobudzenia, napięcia i energii; 2. rozpoznanie stresorów; 3. redukcja stresu; 4. refleksja i budowanie samoświadomości; 5. reagowanie, czyli tworzenie indywidualnych strategii regeneracji energii i wspierania odporności psychicznej (rezyliencji). To podejście uniwersalne: dotyczy dzieci w każdym wieku, uwzględnia też fazy rozwojowe, to, że każde dziecko i każda sytuacja są inne.

Małe dziecko z telefonem albo tabletem w ręku to powszechny widok w restauracjach, w komunikacji miejskiej, w parku, a także w domach. Dlaczego ekrany i to, co się na nich dzieje, są dla dzieci tak atrakcyjne?

Ponieważ dostarczają wielu bodźców i wzbudzają ciekawość dzieci. Ekrany oddziałują na układ nagrody w stopniu zależnym od wieku dziecka, ale też od rodzaju ekranu. Bajka w telewizji ma na nie słabszy wpływ, bo poczucie nagrody, czyli przyjemności, jest nieco mniejsze. Jeśli zaś dziecko dostaje do ręki mały ekran, na którym może samo klikać, to poczucie nagrody, satysfakcji, jest większe.

Dlaczego wielkość ekranu ma znaczenie?

Chodzi nie tyle o jego wielkość, ile o kontrolę. Dziecko, klikając, uzyskuje coś nowego. To szybka gratyfikacja, taka, jaką trudno uzyskać na co dzień. Poczucie kontroli mniej więcej od drugiego roku życia staje się coraz ważniejsze, pod tym względem jest to więc moment krytyczny. Z czytaniem bajek też wiąże się gratyfikacja, czyli uczucie przyjemności, satysfakcji, ale mniejsza. W momencie, w którym dziecko patrzy na ekran, uruchamia się cały proces uwalniania hormonów. Pod ich wpływem dziecko zapamiętuje ulgę, przyjemność, satysfakcję. I następnym razem, kiedy będzie zmęczone, wyczerpane czy znudzone, znowu odczuje chęć włączenia urządzenia wyposażonego w ekran. To może stać się sposobem na regulację emocji u dziecka.

Bajki oglądane przez dzieci są bardzo kolorowe, obrazy szybko się w nich zmieniają. Jak to działa na dziecięcy system nerwowy?

Bajki bombardują mózg bodźcami z różnym nasileniem, ale tak czy owak jest właśnie bombardowanie. Dziecko widzi bardzo dużo kolorów i słyszy bardzo dużo dźwięków, wydarzenia na ekranie są emocjonujące, a głosy w bajkach – często podekscytowane. To niestety przyzwyczaja mózg do nadmiernego pobudzenia, które z czasem staje się jego stanem domyślnym. Po wyłączeniu bajki może nastąpić moment, w którym dziecko doświadczy nagłej zmiany, jakby ktoś znienacka wcisnął hamulec. Reaguje krzykiem, sprzeciwem, chociaż w istocie wyłączenie bajki jest dla niego korzystne.

Co dzieje się z dzieckiem, kiedy traci dostęp do takich treści?

Może odczuwać niepokój, dużą frustrację. Zdarza się, że w takich sytuacjach dzieci histeryzują, biją, krzyczą, czasami ich zachowanie jest bardzo dramatyczne. My, rodzice, często widzimy wtedy tylko to, że dziecko nie chce wyłączyć bajki, ale nie zastanawiamy się nad tym, co dzieje się w jego mózgu, i w konsekwencji nie dostrzegamy, że jego układ nerwowy potrzebuje ukojenia.

Czym jest to ukojenie?

To przede wszystkim więź, bo to właśnie relacja potrafi chronić przed stresem. Stuart Shanker nazywa więź „mózgowym wi-fi” i wskazuje, że koi ona mózg i pomaga się dziecku regulować. Rolą rodzica powinno być zatem zorganizowanie dziecku czasu w taki sposób, aby jak najwięcej przyjemności czerpało właśnie z relacji, a ponadto z kontaktu z naturą oraz ruchu. Trzeba znaleźć inne od ekranów sposoby regulacji emocji i przyzwyczajać do nich mózg dziecka. Nie chodzi o to, żeby całkowicie zabrać mu tego typu sprzęty czy też walczyć z dzieckiem, bo walcząc, niestety często uzyskujemy efekt odwrotny do zamierzonego. Spróbujmy przyjąć emocje towarzyszące wyłączaniu bajki, ukoić układ nerwowy dziecka i powoli przyzwyczajać jego mózg do mniejszej stymulacji.

Jak rodzic może uspokoić dziecko?

Często pomaga obniżenie tonu głosu, rozmowa w taki sposób, by twarze rodzica i dziecka były na tej samej wysokości, łagodny wzrok. Trudno nam zachować się w ten sposób, kiedy dziecko się awanturuje, bo myślimy, że robi to przeciwko nam. Potrzebujemy jednak zrozumieć, że jego reakcja nie jest wymierzona w nas, tylko w danym momencie nie potrafi inaczej.

Jak rozumieć zachowania dziecka, które są dla nas trudne?

Dobrze jest spojrzeć na nie przez pryzmat pobudzenia, stresu, tego, co się dzieje w mózgu. To pierwszy krok, który Stuart Shanker nazywa „przeformułowaniem”. Następnie przychodzi kolej na rozpoznanie stresorów w pięciu obszarach stresu. Pierwszy z nich, obszar biologiczny, jest związany między innymi ze zmysłami, ale również z ilością snu i aktywności fizycznej czy dietą. Drugi obszar wiąże się z emocjami – źródłem stresu są na przykład doświadczenia z danego dnia, chociażby z przedszkola.  W trzecim obszarze – poznawczym –  stresorami mogą być na przykład (zwłaszcza u trochę starszych dzieci): wysiłek poznawczy, coś, co jest nieprzewidywalne, albo poczucie bezczynności, czyli niedobór angażujących bodźców. W czwartym obszarze – społecznym – źródłem stresu są między innymi relacje z rówieśnikami. W piątym z obszarów – prospołecznym – stresorami mogą być emocje innych osób. To oczywiście duży skrót, bo w każdym obszarze potencjalnych stresorów jest znacznie więcej.

Czy stres zawsze jest negatywny?

Nie, część stresorów wpływa na mózg pozytywnie. Nie trzeba bać się stresu, obserwujmy jednak, czy nie przytłacza on dziecka. A kiedy rozpoznamy negatywne stresory, starajmy się je zredukować.

Jak to zrobić?

Redukcja stresu to trzeci krok Self-Reg, który pomaga dziecku odzyskać spokój i ułatwić mu poradzenie sobie z trudnością. Stresory się kumulują – w ciągu dnia, tygodnia, miesiąca – część z nich jest także nieoczywista, ukryta, więc zrozumienie przyczyny stresu bywa niełatwym zadaniem. Jeśli nie możemy rozpoznać stresorów i zredukować stresu, przynajmniej go nie dodawajmy. Spróbujmy zredukować własne napięcie i wejdźmy w relacje z dzieckiem ze spokojem, zarażajmy je nim. Im spokojniejszy rodzic, tym łatwiej jest mu ukoić dziecko.

To nie zawsze jest łatwe.

Zgadza się – silne dziecięce emocje nieraz bardzo wytrącają nas z równowagi, ale próbujmy odnaleźć spokój w sobie, chociażby dzięki pierwszemu krokowi Self-Reg, a w awaryjnych sytuacjach postarajmy się opanować. Wprawdzie to nie do końca to samo, ale w pewien sposób działa, warto jednak pamiętać o tym, by zadbać potem o własną samoregulację i odzyskać nadszarpnięte tą sytuacją zasoby.

Jaka jest różnica między opanowaniem a spokojem?

Opanowanie to ściągnięcie lejców: chociaż w środku kipi, zachowujemy pokerową twarz. Dzieci, dorośli zresztą też, podskórnie wyczuwają to napięcie. Jeśli obok nas jest ktoś opanowany, ale wewnętrznie spięty, pobudzony, to nasz mózg świetnie to odczytuje, dzieci są w tym szczególnie dobre. Opanowanie także zużywa nasze zasoby energii, dlatego wywołuje zmęczenie, irytację. Natomiast kiedy w Self-Reg mówimy o spokoju, mamy na myśli prawdziwy wewnętrzny spokój, rozluźnienie, możliwość odwołania się do racjonalnego myślenia, za które odpowiada w pełni funkcjonująca kora mózgowa. To rozluźnienie i spokój widać na twarzy, w gestach, w spojrzeniu, słychać w głosie, czemu towarzyszy także duża doza akceptacji i łagodności wynikająca ze zrozumienia. I tak jak innym udziela się nasze napięcie, tak udziela się im nasz spokój.

Redukcja stresu to trzeci krok, a jaki jest kolejny?

Czwarty krok to budowanie samoświadomości – kluczowej, aby w przyszłości dziecko umiało samo uregulować swój poziom pobudzenia i napięcia. Dla małych dzieci ten krok może być dość trudny. Dlatego najpierw jako rodzice budujmy świadomość i zrozumienie tego, co dzieje się z dzieckiem, z jego układem nerwowym, w jakim stanie pobudzenia się aktualnie znajduje.

Budujemy świadomość, czyli…?

Obserwujemy dziecko, próbujemy zauważyć, kiedy jest za mało pobudzone – bo tak też bywa – kiedy za bardzo, a  kiedy optymalnie.

Jak to rozpoznać?

Najczęściej po uśmiechu na twarzy. Jeśli nasze dzieci są uśmiechnięte, pogodne, współpracujące, to prawdopodobnie znajdują się w stanie optymalnym, który służy rozwojowi, relacjom, a później także nauce czy koncentracji. W tym kroku chodzi o budowanie przez rodzica świadomości stresorów – w pewien sposób odgrywamy rolę „detektywa stresu” za dziecko i dla dziecka – a następnie rozwijanie samoświadomości u dziecka. Niezwykle istotne jest rozwijanie u dzieci uważności na własne stany i świadomości tego, co się dzieje: co czuję, dlaczego to czuję, dlaczego tak się zachowałem, dlaczego tak zareagowałem, co mogę z tym zrobić, żeby poczuć się inaczej. Nie wystarczy do tego jedna konkretna rozmowa, świadomość rozwija się w setkach codziennych interakcji między rodzicem a dzieckiem – to proces trwający przez cały okres wychowania.

Kiedy najlepiej go rozpocząć?

Ja rozmawiałam ze swoim maluchem o emocjach już wtedy, gdy miał kilka miesięcy. Trudno powiedzieć, w którym dokładnie momencie dziecko zaczyna kojarzyć i rozumieć swoje stany. Dla mnie pierwszym sygnałem, że synek już uczy się samoregulacji, była jego reakcja na moje słowa o hałasie jako stresorze. Mówiłam: „O, widzę, że przeszkadza ci hałas, jeśli potrzebujesz, to zatkaj uszy”. Synek robił tak przy mikserze i nagle – miał wtedy chyba około trzech lat – zaobserwowałam, że zaczął zatykać uszy również przy bajce. Nie dlatego, że była głośna, tylko dlatego, że zdarzył się w niej moment napięcia. To już zalążek samoregulacji. Co prawda, być może nie była to jeszcze właściwa strategia, ale już rozumiał, że hałas jest stresorem i że można wtedy zatkać uszy. Warto od samego początku właściwie nazywać pewne rzeczy. Nazywać, ale też pytać o nie dzieci. Nie jest dobrze, jeżeli tylko sami im mówimy: „Ty na pewno teraz się złościsz, ty na pewno czujesz teraz napięcie”, bo przecież nie wiemy tego na sto procent.

Wspieramy dzieci w odkrywaniu i rozumieniu tego, co tak naprawdę czują. Jak pomagać tym najmłodszym?

Uczymy ich mózgi samoregulacji, regulując dzieci z zewnątrz. Czyli, najprościej mówiąc, na przykład jeżeli mama widzi płaczącego malucha, najczęściej bierze go na ręce, buja, tuli, mówi kojącym głosem – w ten sposób uczy go samoregulacji. Dziecko zaczyna rozumieć, że jest w nieprzyjemnym stanie i można zrobić coś, żeby przejść do stanu przyjemnego. W mózgu powstają opozycje fajnie/niefajnie, przyjemnie/nieprzyjemnie, na przykład: „Kiedy mama mnie koi, odczuwam przyjemność i jestem wtedy spokojniejszy”. To są początki samoregulacji.

Na czym polega piąty krok Self-Reg?

Piąty krok Self-Reg to budowanie indywidualnych strategii regeneracji i odporności psychicznej, czyli rezyliencji. Na podstawie wiedzy o tym, co i dlaczego dzieje się z mózgiem dziecka, jakie są przyczyny jego stresu, jakie dziecko jest, na co najmocniej reaguje, co jest dla niego stresorem, dopasowujemy naszą reakcję na jego zachowania. Ważny element tego kroku to regeneracja układu nerwowego. Wszyscy funkcjonujemy w dwóch trybach: jeden wiąże się z układem nerwowym współczulnym to nasz zwykły tryb stresowy, tryb mobilizacji (chociaż może się pojawić reakcja walki lub ucieczki). Funkcjonując w nim, raczej zużywamy energię, niż ją dostajemy. Czyli zużywamy energię, która kiedyś się kończy, wyczerpują nam się baterie, a my próbujemy jeszcze w napięciu działać. Potem potrzebujemy przełączyć tryb na układ przywspółczulny – tę część układu nerwowego, która wycisza, uspokaja, przywraca naturalny rytm takim procesom, jak trawienie, metabolizm, i pomaga zregenerować zasoby energii.

Po jakie sposoby na regenerację możemy sięgnąć?

Po aktywnym dniu my, dorośli, często scrollujemy strony internetowe – i to niestety nie jest prawdziwa regeneracja. Warto zaobserwować, jak to na nas działa, co dzieje się z biciem serca po używaniu telefonu, czy naprawdę czujemy się po nim wypoczęci. Autentyczną regenerację umożliwiają inne aktywności. Zazwyczaj dla układu nerwowego kojący jest kontakt z naturą, dla jednych skuteczne będzie siedzenie pod kocem i nicnierobienie, dla innych być rysowanie albo inna fajna zabawa. Możliwości jest wiele. Warto poszukiwać swoich indywidualnych strategii regeneracji.

Dla siebie i dla dziecka.

Tak. Warto także obserwować, czy to, czego właśnie próbujemy, jest dla niego rzeczywiście regenerujące – często widać to po poziomie pobudzenia i po tym, jak dziecko się zachowuje. Pogodny, nienapięty uśmiech na twarzy zazwyczaj sygnalizuje, że wszystko jest dobrze, że właśnie zachodzi regeneracja. Natomiast szaleńcza zabawa bywa niestety nie najlepszym pomysłem, bo często pochłania resztki dziecięcej energii i trzeba zrobić po niej coś, żeby naprawdę się zregenerować.

Kiedy dzieci się złoszczą albo płaczą, rodzice, aby je uspokoić, odwrócić ich uwagę czy je pocieszyć, dają im telefon lub tablet, żeby pooglądały sobie bajkę. Dlaczego to nie jest dobra strategia?

To są momenty krytyczne. Sama doskonale wiem, że takie rozwiązanie jest łatwe, ale kryzys to najgorszy moment na puszczenie bajki. Jeżeli dziecko odczuwa trudne emocje, potrzebuje ukojenia i dostanie je w postaci telefonu, to układ nagrody zareaguje silniej, szybciej wytworzy powiązania. I przy następnej sytuacji stresowej pierwszym, co przyjdzie do głowy takiego malucha, będzie chęć skorzystania z telefonu. Czyli zacznie się rozwijać bardzo silny nawyk.

Jak pomagając dziecku rozwijać samoregulację, rodzice mogą sobie radzić z własnym stresem?

Dla mnie olbrzymim stresorem są emocje dziecka, pod ich wpływem mój układ limbiczny szaleje. To rezonans limbiczny, naturalne zjawisko. Jako osoba dorosła potrzebuję w takich przypadkach najpierw ukoić własny układ nerwowy, żeby móc przyjąć emocje dziecka. Co mogę zrobić od razu? W tej konkretnej sytuacji warto na przykład wziąć kilka głębokich wdechów, policzyć w tył od stu do zera. Mogę się też zastanowić, dlaczego emocje dziecka – najczęściej złość – są dla mnie trudne.

Dlaczego tak się dzieje?

Czasami trudności wynikają z tego, co się działo ze złością w naszym własnym dzieciństwie. Kiedy jako dorośli spojrzymy wstecz, możemy odkryć, że nasza dziecięca złość była traktowana przeróżnie, w związku z czym poradzenie sobie tą emocją u własnego dziecka bywa niełatwym zadaniem. Może nawet warto by pójść z tym do psychologa, specjalisty, terapeuty czy sięgnąć po wsparcie przyjaciół.

A co z nudą? Powtarzający się komunikat: „Mamo, tato, nudzę się” sprawia, że nawet najbardziej kreatywny rodzic czuje się bezradny. W takich momentach znowu łatwo jest sięgnąć po komórkę czy tablet i zostawić dziecko przed ekranem.

Tu z pomocą przychodzą badania naukowe, które wyraźnie pokazują, że nuda wiąże się z przestymulowaniem mózgu. Najczęściej w tym stanie poziom kortyzolu, hormonu stresu, jest podwyższony i tak naprawdę dziecko mówiąc: „Mamo, nudzę się”, komunikuje nam: „Mamo, czuję się źle, potrzebuję ukojenia”. Jest albo za słabo, albo za bardzo pobudzone. W takim przypadku zamiast dostarczać dziecku dodatkowej stymulacji, czyli zwiększać poziom pobudzenia, lepiej je ukoić, zmniejszyć jego napięcie. W takiej sytuacji sprawdzą się kontakt z naturą, bodźce zmysłowe – dzieci lubią na przykład lepić, chociażby ciastolinę –  i wszelkie aktywności, które pomogą wyciszyć mózg, zamiast go pobudzić.

Czy łatwo wprowadzić Self-Reg do codzienności rodzinnej?

Moje doświadczenie pokazuje, że tak. Testowałam narzędzia Self-Reg w swojej rodzinie, m.in. na pięcioletnim synu, który jest bardzo wrażliwy, szczególnie na stres. W jego przypadku już pierwszy krok Self-Reg, czyli zrozumienie, daje naprawdę dużo. Jeśli dość trafnie zgadnę, co się dzieje w jego układzie nerwowym, mogę dopasować swoje reakcje do sytuacji. Podążanie w ten sposób za dzieckiem, za jego potrzebami, daje bardzo dobre rezultaty.

Szukasz pomocy?
Dowiedz się więcej →