Jesteśmy rodziną. Mamy razem przygody

O codziennym życiu swojej rodziny opowiadają Marta i Ola, mamy 3-letniego Franka. Wysłuchała Katarzyna Gałązka.

Franek (woła z drugiego pokoju): mamo! mamo!

Marta: która mama, Myszko?

Franek: mama Ola!

Marta: Franek, a może chcesz przyjść do nas?

Franek: Nie, mam tu rzeczy.

 

Jak to jest dla Was: być rodzicami?

Ola: Trudno.

Marta: Chcę odzyskać moje dorosłe życie!

Ola: To jest orka, która się nigdy nie kończy.

Marta: Bycie rodzicem to dla mnie duże wyzwanie. Nie ukrywam, że to Ola dużo ogarnia. Ja wolę, jak ludzie przyślą mi zdjęcie ze swoim kotem, niż dzieckiem. Śmiech. Ale robi na mnie wrażenie to, jak Franek się rozwija, jaki jest ciekawski, jak pierwszy raz coś robi, jak kmini czy wymyśla jakieś zestawienia słów. Dziecko ze mną by nie przeżyło, ale już czasem pamiętam, że ono może być głodne i chcieć jeść. Miałam dużo obaw, że się nie sprawdzę, że zniszczę życie mojemu dziecku, ale się okazało, że dotarłam do potencjałów, których żadna inna relacja by mi nie uruchomiła. Okazało się, że mam więcej do dania. Chociaż trudności prawne, brak akceptacji ze strony różnych osób powodują, że czuję trochę dystansu w tej relacji. Trochę jakby na wszelki wypadek. Bo, jeśli się okaże, że zabiorą mi dziecko, to może lepiej się nie przyzwyczajać?

Lepiej chronić serce?

Może. Żeby ta więź była taka nie do końca na serio. I to jest trudne dla mnie. No i jest taka proza życia. Duże zmęczenie. Bycie rodzicem to jest wysiłek. Ale znajduję w tym też to, co mnie ciekawi. Jeśli lubię się wygłupiać, to wygłupiamy się razem. Mamy razem przygody.

Jak długo byłyście wcześniej parą? Przed Frankiem?

Marta: Jesteśmy…

Ola: 10 lat razem.

Marta: Trochę się sobą nacieszyłyśmy przed Frankiem. Są jakieś zdjęcia z tego okresu. Śmiech.

Ola: Jeśli ktoś mi powie, że macierzyństwo jest usłane różami, to powiem, że to bzdury.

Spodziewałyście się, że będzie tak trudno?

Ola: Częściowo tak. Ja na pewno nie wierzyłam w ten mit wiecznie uśmiechniętej matki, która mówi, jak to jest pięknie, a ona nigdy się nie męczy. To bzdura.

Marta: Może statystycznie tak się trafia? A my jesteśmy w tej statystyce trudniejszej?

Ola: Rodzicielstwo to ogrom pracy, którą wykonujesz codziennie. I nie masz w tym przerwy. Cały czas inwestujesz. Starasz się, żeby było jak najlepiej.

Czy jest coś, co by wam pomogło w Waszej sytuacji?

Ola: Chcemy mieć takie same prawa. Wszystko zaczyna się od podstaw, bo teraz nie jesteśmy pełnowartościową rodziną w świetle prawa. To o to chodzi: o dostęp do równych praw. O dostęp do lekarza, opieki, spadku, dziedziczenia itd.

Marta: Nie jesteśmy pierwszą parą, pierwszymi osobami ani ostatnimi, które o tym mówią.

Ola: To nie jest kwestia konkretnych miejsc, konkretnych placówek. To jest kwestia rozwiązań legislacyjnych.

Bo państwo wciąż tego nie załatwiło.

Marta: Częściowo to są te same rzeczy, z którymi się zmagają samotni rodzice.

Ola: Marta ma w przychodni pełne upoważnienie. Do wglądu do dokumentacji, do opieki nad Frankiem. Ale nigdy nie wiesz, co się wydarzy. Gdzie wylądujesz i w jakiej sytuacji.

Marta: Ten brak praw skutkuje też tym, że wiele osób w ogóle nie bierze pod uwagę, że mogą mieć do czynienia z taką parą: dwie babki, czy dwóch facetów. Brakuje normalności. Jak przychodziła do nas położna po porodzie, to zawsze witała nas serdecznie. Trudno, żeby nie wiedziała, jaką rodziną jesteśmy, bo Olka z Frankiem, a ja w pidżamie, potargana łażę po chacie. Śmiech. Wszystko było takie naturalne. Ale na przykład lekarz w przychodni kiedyś w ogóle nie mógł połączyć sobie, o co chodzi. Myślał, że może jestem babcią. Powiedziałam mu, że jestem drugim rodzicem i on mnie przepraszał. Chciałabym, żeby w świadomości ludzi było jasne, że są różne pary.

Ola: Im więcej osób mówi, o tym, że są różnorodne rodziny i im więcej tych rodzin jest, tym częściej ludzie myślą, że też mogą mieć inną rodzinę, mogą inaczej żyć, a nie tylko tak, jak nakazuje stereotyp.

A co myślicie o tym, żeby zamiast Dnia Mamy i Taty zrobić w przedszkolu Dzień Rodzica?

Marta: Jestem za. Nie tylko ze względu na sytuację dzieciaków z rodzin takich jak nasza. Przecież nigdy nie wiesz jaka jest u kogoś sytuacja. Może nawet warto zrobić Dzień Ważnej Osoby, bo ktoś może w ogóle nie mieć rodziców? Chodzi o taką uważność, żeby włączać, a nie wykluczać. I żeby nie przemilczać.

Co jeszcze by Was wspierało?

Marta: Język! Zmiana w języku. Feminatywy. I reprezentacja. Żeby w ilustracjach, fotografii czy filmach była różnorodność. Żebyśmy nie oglądali jednego wzorca, jednej historii.

Podręczniki? tam zwykle wszystko jest stereotypowo, chłopiec z samochodzikiem, dziewczynka z lalką.

Marta: Jak Franek chce wziąć lalkę, niech bierze lalkę. Nie mam z tym problemu, że może wybierać różne zabawki, bo dużo rzeczy może się przy tym nauczyć.

Marta: Nie uważam, że osoby LGBT+ są jakieś lepsze, albo gorsze. Ale ciągle mam poczucie takiego braku partnerstwa. Chciałabym żeby pewne rzeczy były jak na mojej stronie rysunkowej https://zycienakreske.com/ : przezroczyste, oczywiste. Żeby nie były przedmiotem nieustannej debaty.

A jak jest w żłobku?

Ola: Franek poszedł do punktu, w którym opiekunką jest Marty znajoma. To specyficzna placówka, kameralna, gdzie panie bardzo współpracują z rodzicami. Wszystko od razu było jasne, nie było żadnego problemu. Czy to Marta przyjdzie po Franka, czy ktoś inny. Nikt nie pyta, nie wnika. Franek mówi do Marty „mama”. Nie spotkałam się z żadną negatywną opinią, czy złym spojrzeniem. Jest bardzo serdeczna atmosfera.

A w pracy?

Ola: W pracy mam trzy koleżanki, z którymi normalnie rozmawiam, znają naszą sytuację. A z resztą nie mam potrzeby rozmawiać o swoich prywatnych sprawach.

A to osiedle? Wiem, że to ważne dla Was miejsce. Dawno tu mieszkacie?

Ola: Od 2015 roku. 7 lat.

Marta: Przyszłyśmy do takiej społeczności zamkniętej, która znała się od lat.

Ola: To specyfika starych osiedli, nie są anonimowe, jak nowe molochy. Wszyscy z klatki się znamy, mówimy sobie dzień dobry. Ludzie się tu przeważnie wychowywali od szczeniaka razem. Jak widzimy panią Anię, która jest w wieku emerytalnym, to zawsze stanie na schodach, zagada, nawet o pogodzie.

Marta: Prosiłyśmy tylko, żeby nie dawała Franiowi tyle słodyczy. Śmiech.

Zostałyście zaakceptowane przez tę lokalną społeczność.

Marta: Ja totalnie żyję tą sąsiedzkością – i ludzie sobie zdają sprawę, jaką rodzinę tworzymy. I mimo tego, że myślę, że różnie sobie radzimy z trudnościami, czy używamy różnego języka do opowiadania o uczuciach, różnie to wyrażamy, to jak sąsiad mi opowiada o sobie, o swojej przeszłości, i potem mi jeszcze mówi „pozdrów Franka”, to ja czuję, że naprawdę nie musimy mieć takiego samego słownika, bo jest bliskość i szacunek. I nic więcej nie oczekuję. Boję się takich podziałów: to LGBT+, tu 500+, tu coś tam, bo wydaje mi się, że wystarczy absolutne minimum uważności i szacunku i tego, żeby dać komuś poczucie, że to, co mówi jest ważne. I żeby tak rzeczywiście było, nie żeby stwarzać pozory.

Nie trzeba chodzić w koszulce z tęczową flagą , tylko życzliwe traktować drugą osobę, tak?

Marta: Tak. Ostatnio szłam na rozmowę o pracę i pomyślałam, że tyle rzeczy mnie interesuje, w tyle się angażuję społecznie, bo to jest ważne. Nie umiałabym wybrać. Jak ktoś się zwróci w kwestii „zwierzaki”, to zwierzaki, jak „klimat”, to klimat a jak „osoby w bardzo dojrzałym wieku”, to ok, bo widzę swoją rzeczywistość jako wielowymiarową. Bogatą. Wszystkie te sprawy są ważne, bo dotyczą osób z którymi jestem bliżej, czy dalej. Czy jesteś z Ukrainy, czy z Rosji, czy jesteś LGBT+, czy jakoś inaczej osobą wykluczoną, można znaleźć wspólną płaszczyznę. Spotkajmy się i pomyślmy, jak tworzyć to sąsiedztwo.

Żeby pewne tematy były przy okazji?

Marta: Tak. Przy okazji wychodzi, jak się różnimy, że ktoś pochodzi stąd, a ktoś stamtąd. Tak jest na mojej stronie rysunkowej. Gdy rysuję dwójkę dziewuszysk, które mają jakieś swoje sprawy, to ludzie nie mówią „o, dwie dziewczyny, dziecko, patologia”, tylko mówią „o, mam tak samo”. Spotykamy się w czymś, wychodząc ze swoich różnorodności.

Miałyście obawy, decydując się na dziecko?

Ola: Wydaje mi się, że jak ktoś się decyduje na dziecko, to zawsze ma obawy.

Ale pytam o obawy związane z tym, że jesteście dwie dziewczyny.

Ola: Tak. Moją główną obawą jest, jak Franek będzie przyjęty w grupie rówieśniczej. Teraz jeszcze nie, ale w okresie dorastania, kiedy będzie najwięcej czerpał ze środowiska.

Teraz nie?

Ola: Nie, bo teraz jest otoczony ludźmi, którzy są pełni akceptacji. Nie spotyka się z negatywnymi reakcjami. Natomiast co będzie później, to jest dla mnie jedną wielką niewiadomą. Chociaż liczę na to, że społeczeństwo się coraz bardziej liberalizuje i młodzi ludzie są coraz bardziej otwarci.

Marta: To zależy gdzie.

Ola: Ja myślę, że globalnie są bardziej otwarci.

Marta: No, ale jednak te marsze… Konfederacje…

Ola: No tak, ale w każdej grupie społecznej znajdziesz lewo, prawo, bardziej radykalnych i mniej. Zawsze się znajdą jakieś skrajności. Natomiast patrząc globalnie, młodzi ludzie są coraz bardziej otwarci. Te wszystkie portale społecznościowe, te filmy, które powstają, choćby na Netflixie, one robią ogrom roboty.

Marta: Ale nie każdy ma Netflixa, Olu.

Ola: Ale tego typu publikacje, filmy, seriale i tak dalej robią robotę. Bo nawet jak ktoś nie ma Netflixa, to przecież dzieciaki rozmawiają ze sobą. Podejmowany jest jakiś dyskurs. Kiedyś tego nie było. Także jestem pełna optymizmu, że społeczeństwo w końcu przejrzy na oczy. Im większe miasto, tym więcej daje możliwości korzystania za darmo z różnych dóbr. Im mniejsze miasteczko, tym dzieciaki mają mniej alternatyw. Jedno  kino, zero teatru, jakiś warsztatów. A takie działania uczą ludzi otwartości. Wychodzenia do innych ludzi.

Marta: Chciałabym żeby więcej się działo w małych miastach i w takich miejscach jak nasze, trochę zapomnianych.

Franek: Chcesz ze mną grać?

Marta: Gramy!

Ola: Żeby część energii przekierować do miejsc, do których jest dalej, które są traktowane po macoszemu. Większość osób LGBT+ wyjechała z małych miast. Dlaczego? Bo nie ma tam dla nich miejsca. Ja pochodzę z małego miasta. I widzę, że mieszkanie w Warszawie daje mi szansę korzystania z wielu rzeczy. I to za darmo. Pełno jest koncertów, teatrów.

A dlaczego Ty wyjechałaś ze swojej miejscowości?

Ola: Dusiłam się. Jedno kino, jeden deptak, większość znajomych wyjeżdżała… Wyjechałam na studia do Lublina. A jak mi się rozjechało życie osobiste, chciałam zmienić miasto i tak trafiłam do Warszawy.

Marta: I tu pojawiłam się ja! śmiech

Na białym koniu.

Marta: Na rudym kocie. Śmiech. Nie chciałabym mieszkać w małej miejscowości. Potrzebuję móc rozpędzić się na rowerze, pojechać do centrum, do kina. Mieć czasem taką swoją anonimowość.

Tu macie bardzo kameralne osiedle.

Marta: Wiesz, mnie tutaj dużo osób zna, to jest ważne miejsce dla mnie. Kiedyś nie doceniałam moich sąsiadek i sąsiadów, patrzyłam stereotypowo. Nie uważam, że z każdym można się dogadać, bo tak nie jest, ale mnie wzrusza, że rozmawiamy, że się spotykamy w tych różnych działaniach. Albo to, że sąsiad mi opowiedział o sobie coś bardzo trudnego.

Spotykacie się we wspólnym człowieczeństwie?

Marta: Tak. I to dla mnie bardzo poruszające.

Ola: Franek, stop! Nie depcz po pudełkach!

Marta: Czy idzie inny sąsiad, pięćdziesięcioletni kibic Legii, i daje Frankowi parę złotych. Nie wiem jaka część jego stawki godzinowej, ale dla kogoś złoty pięćdziesiąt to mogą być duże już pieniądze i musi na to zasuwać. Zamiast wydać na swoje potrzeby, to daje Frankowi, bo go lubi, a Franek akurat miał ze sobą pandę skarbonkę. Zawsze jak się widzimy, to on się o Franka pyta. To są najlepsze i najprostsze rzeczy. Ja wiem, że Franek jest tutaj swój.

A miałaś jakieś obawy, jak Franek zostanie tutaj przyjęty?

Marta: Tak. Bałam się. Bałam się, bo myślałam, że Franek będzie taką kropką nad i. Że pewne rzeczy są być może w sferze domysłów, wiadomo, ludzie rozmawiają, na pewno nas omówiono, ale nie wiedziałam co się wydarzy, gdy pojawi się dziecko. Dla mnie to jest ok, ale czy jemu coś się nie stanie. On jest dzieckiem. My sobie to jakoś ułożymy, ale dziecko nie musi. I ta sąsiedzkość tutaj też mi pokazała, że naprawdę rzeczywistość może wyglądać lepiej niż w mediach. Przynajmniej tutaj lokalnie. Nikt nam nie powiedział, że jesteśmy jakąś ideologią LGBT. Były jakieś szmery raz, robiliśmy mural, i sąsiad powiedział, że nie chce, żeby była tęcza. Trudno mu było powiedzieć wprost o co chodzi, chociaż to jest taki sąsiad, od którego czuję dużą sympatię. Dla mnie to było też bardzo trudne.

I czym się to skończyła historia z tęczą? Mural będzie?

Marta: Mural będzie. Dzieciaki i różne osoby z okolicy wybierały motywy, zbieraliśmy głosy i będzie jednorożec na hulajnodze w koszulce Legii. I panowie to zaakceptowali. I pomyślałam, że to jest super. To jest dla mnie taki kosmiczny fikołek.

Jak wasze rodziny Was przyjmują?

Ola: Moi rodzice wiedzą, że mieszkamy z Martą, że jest Franek. Trudno by to było ukrywać. Najbliższa rodzina też wie, ale nie rozmawiamy tak naprawdę o tym. Mój brat z bratową są w pełni akceptujący.

Marta: Z częścią swoich bliskich nie utrzymuję kontaktu, bo…wymagałoby to ode mnie przemilczania mojego życia osobistego, rodzinnego. O dziecku im nie powiedziałam, ale pewnie wiedzą z internetu, z mojej strony, albo od dalszej rodziny. Mówiąc tak bardzo skrótowo o tych latach, które były bardzo bolesne dla mnie, myślę, że czasem trzeba i komuś i sobie dać spokój… Przez lata nie udało nam się zbudować relacji opartej na prawdziwej akceptującej bliskości. A ja chcę, żeby moje dziecko i ja, żebyśmy żyli w takim świecie, który jest spójny, w którym nie ma podwójnych standardów. Nie chcę, żeby Franek był wmieszany w sprawy, które dorośli mają do załatwienia między sobą.

Nie jesteś tam przyjęta w pełni?

Marta: Uhm. Nigdy nie ukrywałam tego, kim jestem, ale nie zagłębiałam się w niuanse. Nie chcę słuchać takich rzeczy, że jestem jak alkoholik, który pije i nie wie, że źle robi. To jest takie… Ja się czuję wartościową osobą, pod wieloma względami spełnioną. Mam dużą otwartość na różnorodność, różnie rozumianą i to jest naturalne dla mnie. Nie wiem skąd mi się to wzięło, bo w domu pokazano mi inny świat. Chociaż nie uważam, żeby moje życie było pasmem szczęścia, to jednak pewne rzeczy wydawały mi się w pełni naturalne, nie musiałam się edukować, trochę to był taki samotniczy proces, czy odkrycia. Pewne rzeczy po prostu miałam w sobie.

A z domu coś dostałaś?

Marta: Tak. Jak idę z Frankiem za rękę, to myślę, że tak jest, bo tata mnie tego nauczył.

Ola: Franku, nie liż książeczki.

Ola: Mi się wydaje, że większość osób z tych pokoleń lat 70. , 80. XX wieku pochodzi z rodzin, w których się nie rozmawiało. I jako dorosłe osoby, większość z nas nie rozmawia ze swoimi rodzicami o swoich sprawach.

I to działa w dwie strony.

Ola: Tak. I dopiero ze swoimi dziećmi rozmawiamy tak, jak powinno się rozmawiać z dzieckiem. Większość z nas nie została tego nauczona w domu, tylko uczyła się na przestrzeni lat, od innych ludzi. To idzie z jakąś zmianą mentalności społecznej, bo ludzie zaczęli odczuwać potrzebę mówienia o emocjach o tym, co się z nimi dzieje. Nie chcą dusić wszystkiego w sobie.

Ola: Franek pozbieraj króliczki, bo się zgubią.

Franek: Mamo pomóż, pomóż…zdejmij mi buty….

Myślicie o przyszłości?

Ola: Kiedyś przyjdzie ten moment, rozmowa, czemu ludzie go jakoś nazwali. Jakimś epitetem.

Marta: Boję się tego momentu.

Ola: Staramy się, żeby on wiedział, że jak jest w potrzebie, to może zawsze przyjść do nas.

Marta: Ma ciotki w policji. I jedną w wojsku. Śmiech.

Zawsze może znaleźć się powód do dokuczania?

Marta: Wiem, że dzieciaki często doświadczają przemocy, i że zawsze znajdzie się powód: rude, grube, za małe, za duże, w okularach, bez okularów itd. Długo starałam się przekonać sama siebie, że to nie ma znaczenia z jakiej rodziny jesteśmy, ale dla mnie to ma znaczenie. Jestem tym zmęczona, wystraszona. Teraz akurat mam lepszy dobrostan, ale ogólnie po prostu się boję. Bo nie ma tych narzędzi prawnych. Bo jest zgoda na organizacje faszyzujące, jest zgoda na organizacje, które posługują się mową nienawiści, wykluczają ludzi, i ja po prostu się boję.

Bo należysz do tzw. mniejszości?

Marta: Dla mnie bycie osobą LGBT+ wiąże się z włączonym cały czas radarem z tyłu głowy: czy jest bezpiecznie? Nawet jeśli uwielbiam mieszkać tu, gdzie mieszkam i czuję się tu bezpiecznie, to ogólnie moje życie to ciągły alarm. Ile jesteś w stanie żyć z takim alarmem?

Ten stres jest obecny cały czas?

Marta: Tak, to jest nieodłączny element życia. To jak część ciała. Mam dużo dobrych doświadczeń, nawet totalnie spontanicznych, na ulicy. Ale wielu rzeczy z Olą nie robimy publicznie, nie dlatego, że one przekraczają granice intymności, ale dlatego że się boję, że coś nas może spotkać. Od jakiegoś czasu nie chcę udawać, czy przekonywać siebie, że jest inaczej. Bo nie jest. I jest też ten stres, czy w przyszłości coś się nie stanie Frankowi.

To trudne.

Marta: Bycie osobą LGBT+ jest dla mnie byciem ciągle w rzeczywistości, która wiąże się z przemocą, z wykluczeniem. Bo bardzo dużo doświadczyłam tego w życiu. Z powodu tego, z kim się spotykam, dlatego, że wyglądam „nie dość kobieco”, że może „powinnam” się inaczej ubierać. Kiedy odkrywałam swoją tożsamość, nie było internetu. Nie znałam nikogo takiego jak ja. Teraz jest inaczej. Chciałabym, żeby dzieciaki i dorośli wiedzieli, że gdzieś jest taka rodzina. I są takie osoby, jak choćby ja, które się solidaryzują.

I zdecydowałaś się publicznie mówić o sobie.

Marta: Był taki moment, jak była nagonka na osoby LGBT+, że to ideologia, i wtedy postanowiłam na swojej stronie rysunkowej publicznie opowiedzieć jak wygląda moje życie, kim jestem. Starałam się wcześniej tego nie robić, bo dla mnie ważne jest po prostu, żebym opowiadała się za pewnymi wartościami. Nie muszę być osobą z jakimiś niepełnosprawnościami, żeby się opowiedzieć za tym, że osoby niepełnosprawne są pełnowartościowymi osobami i powinny być w społeczeństwie, a ich nie ma. Nie wystarczająco. W pewnym momencie poczułam się tak wystraszona, że można z moim życiem zrobić wszystko, wszystko mi zabrać. Sposobem na odzyskanie sprawczości stało się publiczne opowiedzenie, że jestem w związku z kobietą, mamy dziecko i co dla nas oznacza życie w Polsce. Pomyślałam sobie, że nigdy nie wiadomo, jak daleko sięga to, co robimy. Może gdzieś komuś ktoś taki jak ja, kto mówi publicznie o sobie i różnorodności, w jakiej funkcjonuje, da nadzieję. Bo nie każdy jest w stanie powiedzieć o sobie swojej rodzinie. Ja żyję zgodnie ze sobą, chociaż koszty tego są w moim życiu duże. Chciałabym żeby wszystkie dzieciaki pamiętały, że choćby u mnie mogą znaleźć akceptację. Żeby wiedziały, że są takie miejsca – moje nie jest wyjątkowe. Takich miejsc i osób jest więcej.

Można szukać wsparcia?

Marta: W moim życiu bardzo ważne było, że pojawiły się osoby, które dały mi dużo akceptacji i były bardzo wytrwałe.

Trzeba więcej rozmawiać publicznie o sytuacji rodzin LGBT+?

Marta: Debata społeczna przede wszystkim powinna być prowadzona z poszanowaniem potrzeb takich rodzin, jak nasza. Bez pseudonaukowych bzdur. Myślę, że sama wiesz, jak wygląda kwestia dbania o prawa rodzin LGBT+, czy dzieciaków, które się identyfikują jako nieheteronormatywne. Śledzę akcje Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę i widzę, że przy okazji wsparcia młodych ludzi, potrzebujących korekty płci w komentarzach wiele osób (mówiąc bardzo dyplomatycznie) wyraża pogardę, wyklucza, stereotypizuje. Od lat nie mamy rozwiązań na mowę nienawiści, która dotyka wiele grup społecznych i bardzo konkretnych osób.

Dotyka Was. I kiedyś może dotknąć Franka.

Marta: Na bieżąco rozmawiamy o różnych sprawach. W sposób dostosowany do jego wieku. Mówię mu, że są różne rodziny i też mamy bardzo różne bliskie / zaprzyjaźnione / sąsiedzkie osoby. Więc nie otwieramy drzwi do jakiegoś tajemniczego świata, w którym są ludzie tacy, jak my, czy żyjący inaczej niż para typu kobieta plus mężczyzna, po ślubie, od zawsze i na zawsze razem. Żeby było jasne – jeśli komuś tak dobrze, to najważniejsze. Bliskość można realizować na różne sposoby.

Jak chcecie z nim rozmawiać o jego przyjściu na świat? O jego sytuacji: chłopca, który ma dwie mamy?

Marta: Rozmawialiśmy, co powiemy Frankowi i dla nas najważniejsze jest to, że był i jest chcianym dzieckiem. I że dla nas to była jedyna szansa, żeby pojawił się w naszym życiu, w naszej rodzinie.

I jesteście razem.

Ola: Tak. Staramy się tak wychowywać Franka, żeby miał wsparcie. Chcemy dać mu jak najwięcej samodzielności, żeby sam eksplorował, poznawał i znał swoją wartość. Ale żeby też wiedział, że jak będzie potrzebował naszej pomocy, to jesteśmy i zawsze może przyjść, poprosić i otrzymać wsparcie.

Marta: Franek, parówkę chcesz? (wegańską dodam, bo tu się nagrywa) Z keczupem?

Robi się późno. O której chodzicie spać?

Marta: Ja bardzo późno, bo jeszcze robotę robię.

Ola: O 20. kąpiel.

Zasypiasz z nim, Ola?

Ola: Tak. Kładę go u niego w łóżku, w pokoju. A potem jest przemarsz.

Franek ma już 3 lata. Macie swoje sposoby na dbanie o Wasze dorosłe zasoby? Jest już na to szansa?

Marta: Tak, mamy drugie dziecko w drodze. Śmiech.

Co???

Ola: Tak.

Ale czekajcie – serio???

Marta: Tak, chcemy, żeby dzieci się sobą zajęły. Śmiech.

Ola: Teraz będzie trudniej. Dlatego robimy sobie długie wakacje. Przynajmniej ja.

Zaskoczyłyście mnie.

Ola: Inwestujemy w siebie, w przyszłość, we Franka. Wzięłam zwolnienie z pracy. Stawiam na swój odpoczynek, relaks. Zawożę Franka do żłobka, wracam do domu, coś ogarniam i potem nie muszę już nic robić. Chcę zapisać się na basen. Zadbać o zdrowie i głowę.

Będzie rodzeństwo!

Marta: To nasza decyzja, umówmy się! To nie wpadka. Śmiech.

Ola: Chciałyśmy, żeby Franek nie był sam. Żeby miał wsparcie emocjonalne. A co z tego wyjdzie, to zobaczymy.

Mniej wysypiania się dla Was.

Ola: To na pewno. Teraz dopiero wychodzimy z etapu pieluch…

Kiedy się spodziewacie?

Ola: W listopadzie. Ale w wakacje będziemy odpoczywać.

 

world childhood foundation

 

Tekst opracowany w ramach kampanii „LGBT+ja”. Więcej informacji na temat kampanii znajduje się na stronie lgbtplusja.fdds.pl. Kampania realizowana przez Fundację Dajemy Dzieciom Siłę, dzięki wsparciu finansowemu Childhood Foundations.

 

Photo by Daiga Ellaby on Unsplash

Szukasz pomocy?
Dowiedz się więcej →