Rodzic potrzebuje być świadomy swojej siły
Rozmowa z Joanną Dulińską, psychoterapeutką, superwizorką.
To, w jaki sposób młodzi ludzie korzystają z internetu, jest coraz częściej postrzegane w kategoriach wyzwania albo problemu, zarówno w odniesieniu do czasu, który spędzają przed ekranem, jak i treści, do których mają dostęp. To jednak nie są indywidualne wyzwania młodych ludzi, ale rodziny jako mikrospołeczności. Jak sobie z tym poradzić?
To dotyka szerszego problemu: z jednej strony zasad, które panują w całej rodzinie, podejścia rodziców do tego, co należy, a czego nie należy robić, co jest ważne, a co nieważne dla rodziny i jej członków, z drugiej zaś – zrozumienia, jakie potrzeby kryją się za tym, co robią dzieci; co oglądają, jak oglądają i jak spędzają czas wolny. Przy jakimkolwiek problemie z dzieckiem, nie tylko jeżeli chodzi o internet, warto sobie te dwa pytania zadać i się nad nimi zastanowić: czego chcemy i jak chcemy to osiągnąć to jedno, a drugie: z jakiej potrzeby albo z braku zaspokojenia jakiej potrzeby wynikają zachowania dziecka, które nas niepokoją. Trzeba szukać odpowiedzi na obydwa te pytania, jedno bez drugiego nie zadziała.
Ale czy rzeczywiście zasady, które tak często generują wśród bliskich napięcia, są konieczne?
Zasady są potrzebne w każdym miejscu i w każdej społeczności, również w rodzinie. Musimy znać granice, wiedzieć, czym się kierujemy i jakie mamy wartości – bo zasady bronią konkretnych wartości. Ważne jest też, żeby wszyscy członkowie rodziny, również dzieci, wiedzieli, po co dane reguły są wprowadzane, z jakiej intencji one wynikają. Mogą być po to, żeby kontrolować dziecko, jego zachowanie, i to też jest czasami potrzebne. Natomiast jeśli dziecko będzie miało poczucie, że rodzicom chodzi tylko o kontrolę, a nie dowie się, czemu ona służy oraz że wynika z rodzicielskiej troski i miłości, to będzie z tą kontrolą walczyło.
Rodzice często narzekają, że zasady, które wprowadzają, nie działają, że mają wrażenie, że dziecko ich nie słucha.
Jeżeli tak się dzieje, to warto się głębiej zastanowić, dlaczego tak jest. Bardzo często kiedy dziecko nie słucha rodziców, oni traktują to jako przejaw walki z nimi. To eskaluje konflikt. Wtedy rodzice stają się bardziej kategoryczni albo wprowadzają kolejne sankcje. Natomiast dobrze jest się zatrzymać i zrozumieć, dlaczego dziecko nie słucha czy też nie przestrzega wprowadzanych zasad.
Jakie to mogą być powody?
Najbardziej oczywisty jest po prostu rozwojowy: dziecko próbuje sprawdzać swoją siłę i niezależność; to właśnie ten tak zwany bunt nastolatków, kiedy to młody człowiek zaczyna eksperymentować ze swoją siłą, sprawczością, samodzielnością. To taki etap w życiu naszego dziecka i dobrze jest nie brać tego do siebie. W takiej sytuacji pomyślmy, co ja jako rodzic mogę zrobić lepiej i inaczej. W jaki sposób używać swojej siły, swoich możliwości? Jak stawiać wymagania czy ustanawiać różnego rodzaju zasady, które obowiązują w rodzinie? Pamiętajmy też, że z pewnych zasad dziecko może wyrastać. Będzie potrzebowało coraz więcej przestrzeni i tego, żeby mogło samo o sobie decydować. Dlatego czasem trzeba poluzowywać kontrolę i do pewnego stopnia wypuszczać dziecko w świat.
To może być trudne!
Rozumiem, że chęć opieki i kontroli bierze się z troski, z chęci zadbania o dziecko, ale każdy z nas potrzebuje w pewien sposób ryzykować, również młody człowiek, dlatego proporcjonalnie do jego wieku, do jego talentów należy tworzyć mu taką przestrzeń, w której będzie robił rzeczy na własny rachunek i również na własny rachunek będzie ponosił konsekwencje.
Kontrola daje rodzicom duże poczucie bezpieczeństwa.
Owszem, poczucie bezpieczeństwa oraz sprawczości; głównie wynika jednak z troski o dziecko. Ale ta troska może dziecko ograniczać. Każdy z nas ma prawo do popełniania błędów i do ryzykowania w pewnym określonym zakresie. Dlatego o ile o małe dziecko trzeba dbać w taki sposób, żeby zapewniać mu stuprocentowe bezpieczeństwo i przewidywać jego ruchy, o tyle w przypadku nastolatka należy zweryfikować zakres naszej opieki.
Co jeszcze może powodować, że dziecko nas nie słucha?
Niezmiernie istotny jest sposób, w jaki rozmawiamy z dzieckiem i używamy siły, innymi słowy – traktowanie dziecka. Jak do niego mówimy? Co do niego mówimy? Czy potrafimy rozumieć jego punkt widzenia? Czy prowadzimy dialog, a nawet negocjacje wobec tych naszych zasad, czy sztywno trzymamy się swojej roli dorosłego rodzica, który wie lepiej? To, jak mówimy, bywa ważniejsze od tego, co mówimy. Jeżeli komunikujemy się rozkazami, to nawet jeśli dziecko wewnętrznie się z nami zgadza, będzie stawiało opór.
Z czego po stronie rodziców wynika trudność w prowadzeniu dialogu, rozumieniu, słuchaniu argumentów dziecka? Czemu wciąż ulegamy pokusie wydawania poleceń, rozkazywania, kontrolowania?
Głównie z bezradności. W istocie nikt nie chce tego robić i staramy się tego nie robić. Jeśli jednak sami nie mamy wzorców, nie jesteśmy świadomi swoich zasobów i możliwości, to zaczynamy rozmawiać z dzieckiem z pozycji bezradności i bezsilności i zdarza się, że jesteśmy mocniejsi, niż chcemy być i niż nam się wydaje.
To znaczy?
Jako rodzice naprawdę mamy dużo większe możliwości niż dziecko, które przez większość swojego życia jest od nas zależne. To od nas zależy jego byt, nasza opinia jest dla niego kluczowa; przez wiele lat to, co my o nim myślimy, jak przedstawiamy mu świat, jest jedyną rzeczywistością, do której dziecko może się odnieść. W pewnym momencie dziecko naturalnie zaczyna to podważać, ponieważ poznaje inne punkty widzenia i inne możliwości. Bywa, że dopiero wówczas orientujemy się, jak duży wpływ mieliśmy dotąd na to, jak myśli nasze dziecko. Zdarza się, że w momencie, kiedy ono przestaje się utożsamiać z tym, jacy my jesteśmy, czujemy się trochę zagrożeni. Natomiast cały czas mamy mnóstwo możliwości wpływania na dziecko. Ta zależność jest bardzo duża, bo to my je utrzymujemy, zapewniamy mu edukację, rozrywkę, więc z jednej strony dziecko bardzo mocno od nas zależy, a z drugiej potrzebuje mieć swój świat i swoje doświadczenia. Jeśli w pełni uświadomimy sobie, ile mamy możliwości, to w momencie bezradności nie wykorzystamy ich wszystkich naraz, tylko będziemy mogli dobierać zależnie od okoliczności.
Na przykład?
Wyobraźmy sobie taką sytuację. Rodzice mają konflikt z dzieckiem, w którym ono bardzo mocno wyraża swój opór i swoje „nie”, konflikt eskaluje, więc rodzice mówią: „To w takim razie wyprowadź się z domu”. Wyprowadzka to ostateczność, konsekwencja, po którą rodzic tak naprawdę nie może i prawdopodobnie nie chce sięgnąć, więc w istocie jest przejawem naszej bezradności.
Rodzice często nie czują swojej siły, dzielą się poczuciem bezradności, niemocy, opowiadają o tym, że w relacji z dzieckiem czują się bezsilni, że nie wiedzą, jak z dzieckiem rozmawiać, że dziecko robi co chce. Co mogą zrobić?
Przede wszystkim mogą poczuć swoją siłę płynącą z miłości i chęci dbania o dziecko. Jeżeli będą mieli z tym kontakt niepodszyty złością, rozżaleniem czy poczuciem odrzucenia przez dziecko, tylko naprawdę odczują tę miłość i chęć roztoczenia opieki nad dzieckiem, to coś się zmieni w atmosferze pomiędzy nimi a dzieckiem. W momencie, kiedy coś „drgnie”, można się zastanowić, w jaki sposób wykorzystać swą moc związaną z tym, że jest się dorosłym. Można zobaczyć, że da się czerpać ze swego doświadczenia, ze swojej mądrości. To nie jest tak, że wygram albo przegram w relacji z dzieckiem. Rzecz w tym, że opierając się na swojej dojrzałości, mądrości, na swoim doświadczeniu, mogę zrobić przestrzeń dla dziecka, żeby się dowiedzieć, co ono myśli w danej sytuacji, i starać się je zrozumieć.
I co dalej?
Możliwość zrozumienia dziecka i odwołania się do własnych doświadczeń i emocji z okresu dojrzewania czy dzieciństwa – bo przecież to jest moje doświadczenie, to mój zasób – powoduje, że być może atmosfera miłości już się tworzy, a to z kolei może sprawić, że znajdziemy jakąś wspólną płaszczyznę. To rodzic może zrozumieć dziecko i to on potrzebuje je zrozumieć, nie odwrotnie – bo to on był dzieckiem, a ono jeszcze nigdy nie było dorosłe. Kiedy rodzic stworzy atmosferę zrozumienia i troski, ma szansę przystępnie komunikować swoje przekonania, doświadczenia, perspektywę, a dziecku, które najpierw zostanie zrozumiane, będzie łatwiej usłyszeć rodzica. Na takim gruncie można proponować na przykład profity związane z przestrzeganiem określonych zasad czy z pójściem na ustępstwo, można podejmować negocjacje, co będzie, jak się dogadamy, a co, jak się nie dogadamy, itp.
Co może zrobić rodzic, który zauważa, że dziecko może mieć problem z internetem, że coraz więcej czasu spędza przed ekranem, że jest tym bardzo zaabsorbowane? Jak o tym rozmawiać?
Po pierwsze, radziłabym nie ograniczać się tylko do tej sytuacji, w której dziecko spędza czas przed ekranem. Warto się zastanowić, co się dzieje u dziecka w ogóle, jakie ma kłopoty, czy w jego życiu nastąpiła jakaś zmiana, czy wydarzyło się coś ważnego dla niego, jak mu idzie w szkole, jak mu się układa z rówieśnikami, czy nie ma jakichś kłopotów. Ucieczka w świat online nader często jest ucieczką od czegoś. Młody człowiek nie potrafi sobie poradzić, w związku z tym ucieka w internet.
To ucieczka od…?
Czasami od problemów w szkole, zbyt wielu oczekiwań, niewyrabiania się z obowiązkami, relacji z rówieśnikami, trudności z nawiązywaniem znajomości twarzą w twarz. Różne rzeczy mogą powodować, że chce się uciec do świata online, więc pierwszym krokiem powinna być pomoc w rozwiązaniu tych trudności, a nie dokładanie dziecku nowego stresu, czyli wyliczanie, ile czasu może spędzać przed ekranem. Po drugie, warto też się zainteresować, co takiego w internecie budzi ciekawość naszego dziecka, bo to nie jest tylko ucieczka „od”, ale też dążenie „do” czegoś.
Te dwie tendencje są ze sobą powiązane?
Często tak. Jakość aktywności dziecka w internecie, rodzaj przeżyć, jakich dziecko tam szuka, jest bardzo istotne. Młodzi ludzie mogą rozwijać online swoje talenty czy umiejętności, pasję do programowania, mogą próbować swych sił w publikowaniu rozmaitych informacji, zakładaniu blogów. To też pewnego rodzaju talent, który w dzisiejszym świecie bywa bardzo opłacalny – zarówno społecznie, jak i finansowo. Warto więc się zainteresować, czy naprawdę trzeba to ograniczać, czy przeciwnie: w jakiś sposób wesprzeć. Możliwe, że dziecko w jakiejś grze czy aktywności internetowej czuje się spełnione. Wówczas można szukać dla niego innych, alternatywnych form zaspokajania tej potrzeby. Jeżeli ktoś w internecie dużo walczy, to może warto go zainteresować jakąś sztuką walki albo zapisać na zajęcia, które będą go rozwijały offline. Najpierw odkryjmy, co pasjonuje nasze dziecko, a potem przystępujmy do negocjowania zasad dotyczących czasu spędzanego przed ekranem. Nigdy odwrotnie.
Czy to nie jest tak, że my, dorośli, potrzebujemy pamiętać, że żyjemy w innej rzeczywistości niż wtedy, kiedy sami dorastaliśmy? Internet spełnia bardzo dużo potrzeb młodych ludzi, chociażby relacyjnych, bliskości, przynależności, i to nie musi być negatywne tylko dlatego, że jest inne od naszego doświadczenia.
Tak. Pozwólmy czasem, żeby to dziecko było ekspertem w rzeczywistości online. Prawdopodobnie nie rozumiemy sposobu, w jaki przeżywa ono różne rzeczy, czego szuka w internecie i w ogóle jaki jest ten jego świat, który współtworzy online, toteż dołączenie do niego w jego doświadczeniach i uczenie się od niego spowoduje, że będziemy mu mogli towarzyszyć, ale też w razie potrzeby pomożemy mu zarządzać zarówno czasem, który spędza online, jak i treściami, które tam napotyka; wspierać to, co jest dla niego dobre, rozwojowe i w jakiś sposób naturalne. To optymalne rozwiązanie: razem z dzieckiem iść z duchem czasu, ale jednocześnie reagować na zagrożenia, które niesie przebywanie w sieci, bo jej zawartość nie zawsze jest dla niego dobra.
Rodzina się zmienia, zmieniają się wzorce, role. Poszukujemy odpowiedzi na pytanie, co to znaczy być rodzicem, matką, ojcem, dzieckiem. W jakim miejscu jesteśmy?
W istocie następuje duża zmiana; również tego, czego się oczekuje od rodzica i jak należy pełnić tę funkcję. Coraz większy nacisk kładzie się na dialog z dzieckiem i na to, żeby traktować je jak pełnoprawnego członka rodziny, kogoś, wokół kogo skupia się bardzo dużo uwagi. W sumie jeszcze nie tak dawno dziecko istniało jak gdyby na marginesie rodziny, jego potrzeby nie były brane pod uwagę zgodnie z powiedzeniem: „Dzieci i ryby głosu nie mają”.
Na szczęście to się zmieniło.
Tak, teraz dla odmiany dziecko zaczyna być w centrum uwagi, wszystko robi się dla dobra dziecka, co też wydaje mi się nie najlepsze. Może ta tendencja równoważy to, że wcześniej dziecko niespecjalnie się w rodzinie liczyło. Kiedy ono samo i jego potrzeby nie były takie ważne, to rodzice mówili, jak ma być, i bezdyskusyjnie egzekwowali zasady. Dziś rodzic potrzebuje zrozumieć sposób myślenia dziecka i jego rzeczywistość, wejść z nim w dialog; i z dorosłego, który niekwestionowanie wie, jak ma być, zmieniać się w przewodnika swojego dziecka, w osobę, która w twórczy i otwarty sposób przeżywa z nim jego dzieciństwo. Sam przy tym uczy się od dziecka owego twórczego przeżywania rzeczywistości. Pamiętajmy jednak, że równie istotne jak potrzeby dziecka jest to, żeby rodzice wiedzieli, czego oni potrzebują. Z dzieckiem można się bawić i towarzyszyć mu w jego doświadczeniach, należy jednak pamiętać, że rodzic jest rodzicem. Zasady i siła, jaką dysponuje, powinny być stosowane w bardzo świadomy sposób.
Świadomy, czyli jaki?
Rodzic powinien wiedzieć, jakiego rodzaju siłą dysponuje, jakie ma talenty, możliwości i jak może świadomie je rozwijać w relacji z dzieckiem. Powinien wiedzieć, co potrafi, a czego nie, na przykład że umie świetnie się bawić, gorzej idzie mu natomiast stawianie granic. Świadomy rodzic to zatem z jednej strony rozwijający się, pracujący nad sobą człowiek, a z drugiej osoba uczą się tego, jak do relacji z dzieckiem wnosić swoją siłę. Tak zwane bezstresowe wychowanie bywa rozumiane w taki sposób, że dziecku nie wyznacza się granic ani zasad w trosce o to, by nie zniszczyć jego kreatywności. Tymczasem ja myślę, że ustalanie zasad i stawianie granic jest bardzo istotne, tyle że trzeba to robić nie za mocno i nie za słabo; nie wolno ani odpuszczać, ani nadużywać swojej siły oraz trzeba wiedzieć, w jakich sytuacjach z niej korzystać. Innymi słowy wracamy do tego, że są sytuacje, w których trzeba stawiać dziecku granice i wymagać od niego ich przestrzegania, ale też należy zostawić mu obszar swobody, najlepiej już od najwcześniejszych lat, w którym będzie mogło eksperymentować z otoczeniem, z własną siłą i możliwościami.
Rodzice często nie zdają sobie sprawy, jak ich zachowania czy gesty są odbierane przez dzieci – że czasem ich zmarszczone brwi albo odrobinę mocniejszy głos wywołują u dziecka lęk. Dziecko odbiera je jako bardzo mocny przekaz, nawet jako krzyk.
Tak, to koniecznie trzeba obserwować. Szczególnie gdy ktoś czuje się bezsilny i bezradny – wtedy bowiem traci świadomość tego, że bez względu na to, co o sobie myśli, dysponuje siłą, i to, co robi wobec dziecka, jest przez nie odbierane osobiście. Nawet jeżeli dziecko udaje, że go to nie obchodzi, to jednak bardzo mocno to przeżywa. A im jest młodsze, tym bardziej musimy być świadomi tego, jak głośno mówimy, jakich słów używamy, jak gwałtowni wobec niego jesteśmy. Powtórzę: im bardziej ktoś się czuje bezsilny, tym większe prawdopodobieństwo, że będzie swojej siły w różnych stresujących dla siebie sytuacjach nadużywał.
Jak pracować nad sobą, żeby mieć więcej świadomości w tym obszarze?
Pracować nad sobą można poprzez przyglądanie się, jak mówimy do dziecka, w jaki sposób przekazujemy mu informacje, jakie mamy wobec niego możliwości, co ono myśli, czy jesteśmy gotowi przyjąć jego perspektywę, co nami kieruje. Jeżeli mamy poczucie, że uczucia i reakcje wymykają się nam spod kontroli, że czasem zdarza nam się krzyknąć na dziecko albo tracimy nad sobą panowanie, to warto udać się do specjalisty i porozmawiać z nim na ten temat. Używanie siły jest problematyczne. Mało kto potrafi stosować ją w sposób świadomy. Każdemu z nas zdarzyło się stracić kontrolę nad sobą w różnych trudnych sytuacjach, poczuć się bezsilnie albo dać się ponieść emocjom i zrobić coś, czego potem żałowaliśmy. To jest naturalne. Natomiast warto o tym pamiętać, uczyć się i w przyszłości nie popełniać podobnych błędów w podobnych sytuacjach.
Co jeszcze możemy zrobić?
Nie myśleć tylko o dziecku, o tym, czego od niego wymagać, jak na nie wpływać i co ono ma zrobić, ale też zastanowić się nad tym, jacy my jesteśmy i czego wymagamy od siebie, w jakich obszarach my możemy się rozwijać. Zamiast się obwiniać, że jestem beznadziejną matką albo beznadziejnym ojcem i że czegoś nie umiem, dostrzegać, jak fajnym ojcem czy fajną matką jestem, i jednocześnie zwracać uwagę na to, jeszcze potrzebuję, czego mogę się o sobie dowiedzieć.